Sep 23, 2006

--Washington DC--Pekin--Moskwa--

Obok publicznych manifestacji nacjonalizmu Amerykańskiego nie da się przejść obojętnie. (Angielski nationalism ma trochę mniej pejoratywny wydźwięk niż nasz polski odpowiednik) Pierwsza rzeczą, która zauważa się lądując w Waszyngtonie, poza Washington Monument (obeliskiem przypominającym ołówek) są wysokie maszty, zupełnie jak w portach śródziemnomorskich, u szczytu, których powiewają flagi, stars and stripes, o tak żywych barwach jakby wyjętych spod kilku godzinnej obróbki w fotoshop’ie. Ale o Amerykańskich manifestacjach nacjonalizmu innym razem. Będzie ku temu okazja, bo za niecałe dwa miesiące wybory…

Od tygodnia wkurzam mojego współlokatora, rodowitego, dumnego Waszyngtończyka, porównaniami między Waszyngtonem a Pekinem—te dwa miasta są inkubatorami narodowych mitów. Taka jest generalnie rola stolic ale skala tego przedsięwzięcia w Pekinie i Waszyngtonie porównywalna jest chyba jedynie z Moskwą. Moskwa, Pekin, i Waszyngton są swoistymi Mekkami dla obywateli odpowiednich mocarstw. Każdy szanujący się Chińczyk, Rosjanin czy Amerykanin musi choć raz w życiu odwiedzić mauzoleum Lenina, Mao czy Jefferson i Lincoln Memorial. W stolicach wre ruch wycieczek zorganizowanych: robotnicy, emeryci, uczniowie i gospodynie wiejskie przyjeżdżają z najdalszych zakątków: Yunnan czy Alaska, wygląda to prawie tak samo, emocje podobne, zmieniają się tylko kolory, zapachy, natarczywość sprzedawców i średnia wzrostu zwiedzających. (A propos sprzedających nikt jeszcze w Waszyngtonie, pod białym domem, nie próbował sprzedać mi deklaracji niepodległości albo konstytucji. Ze zdziwieniem musze stwierdzić ze Czerwona Książka Mao ma zdecydowanie większe wzięcie. Sam kupiłem!)

W Waszyngtonie powiewa Stars-and-Stripes w Pekinie pięć gwiazd na czerwonym tle (równie wy-fotoshopowane.) Pekin Mao, Lenin Moskwa, a Waszyngtonie plejada! Sukces ma przecież wielu ojców… w końcu nie bez przyczyny zwą ich Founding Fathers. Stolice niosą również jasne przesłanie co do początków wielkości. Każda ma swoją success story, swoje ‘The Rise of…’—W Moskwie Lenin przypomina o jesieni 1917 roku; Mao niczym Jasio wędrowniczek przywraca pamięć Wielkiego Marszu, a w Waszyngtonie panuje natomiast pewna konfuzja, Dla turysty spacerującego wzdłuż The Mall nie jest jasne od kiedy tak naprawdę zaczyna się historia wielkości tego narodu. Washington? Jefferson? Konstytucja? Lincoln? Druga Wojna Światowa? Wojna Koreańska? JFK? Wojna w Wietnamie? Reagan? Czyżby Amerykanie odnaleźli receptę na stały wzrost? No bo przecież od Jeffersona po Reagana mamy pasmo samych sukcesów, (nawet po Wietnamie Ameryka wyszła silniejsza czego druga polowa lat ’80 jest najlepszym dowodem.) Odpowiedz tkwi w tej waszyngtońskiej konfuzji, skomplikowanej mitologii, którą z zamysłem naród amerykański buduje od pokoleń. Każdy znajdzie wielkiego przodka z którym mógłby się utożsamić— czarny czy biały, demokrata czy republikanin, fan Jeffersona czy Hamiltona. Waszyngtoński The Mall to telenowela która ciągnie się już od przeszło 200 lat, oglądalność przekroczyła już 300 milionów i w odróżnieniu od starego kontynentu, podobnie jak w Pekinie, stale rośnie.

0 Comments:

Post a Comment

Subscribe to Post Comments [Atom]

<< Home